poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8 :)

Przede wszystkim WITAM! :) Tak, tak- po kilku miesiącach przerwy (nawiasem pisząc, bez żadnego uprzedzenia- jestem okropna) wracam. Sporo się u mnie przez ten cały czas pozmieniało, a może nawet więcej, niż sporo, ale ani na chwilę nie myślałam o tym, żeby całkowicie zostawić bloga. Zawsze wiedziałam, że kiedyś tu wrócę i dziś jest ten dzień. 
Wiecie, nawet się wzruszyłam, kiedy tu weszłam. Bo wciąż są osoby, które tu zaglądają. I za to Wam wszystkim serdecznie dziękuję :* Byłam pewna, że będzie tu gorzej niż na pustyni, a tu taka miła niespodzianka! :)
Jako że dopiero wracam, musicie mi dać troszkę czasu do "ogarnięcia" wszystkich Waszych blogów. Mam sporo do nadrobienia ^^ Chyba przede wszystkim na forum...
Aż mi wstyd.
Dlatego mam nadzieję, że wybaczycie mi moją długą nieobecność, którą zapoczątkował dosyć przykry splot wydarzeń, przez który miałam chyba coś na kształt stanu "poddepresyjnego", ale na szczęście to już przeszłość =)
Bez dalszych wstępów i żałosnego tłumaczenia się, zapraszam na rozdział ósmy :)

P.S. Jako, że dzisiaj moje imieninki, życzę wszystkiego dobrego wszystkim Sandrom :D


           Laboratorium- ulubione miejsce moje i Bruce’a. Można się tu uspokoić, zająć czymś myśli, zepchnąć problemy na plan dalszy, zainteresować się tylko nauką. Niestety, nie tym razem. Tym razem siedziałam załamana, wciąż mając w głowie jedynie mętlik.
- Opatrzyliście Loki’ego? – spytałam w pewnym momencie swojego przybranego brata.
- Tiaa… aktualnie przebywa w celi. – słysząc to, podniosłam się z miejsca.
- W której? – rzuciłam, kierując się w stronę wyjścia.
- Tylko jedna jest wolna – Bruce uśmiechnął się, lecz widząc, dokąd zmierzam, zmarszczył brwi – Po co do niego idziesz? Nic tak nie wskórasz. Lepiej poczekać, aż przyjdzie Thor. Tylko on może teraz udać się w tamte strony.
- Thor przyjdzie do nas dopiero wówczas, kiedy dziewczyny przebudzą się, zostaną zbadane i wrócą do normalnego stanu, a to trochę potrwa – odpowiedziałam.
- Spokojnie, nic mu nie zrobię – dodałam po chwili, puszczając Bruce’owi oczko.
„Przynajmniej na razie” – szepnęłam w duchu i udałam się do zachodniej części naszej bazy.

          No i co? Siedziałem przykuty do krzesła i zamknięty w celi. Nie, wcale nie jest tak źle. Owszem, nie wszystko szło zgodnie z moim planem, ale większość rzeczy tak. Teraz jedynie musiałem się stąd jakoś wydostać.
          Ogromną niespodzianką okazała się dla mnie ta dziewczyna. Nie spodziewałem się po niej takiej mocy. Ba! Po żadnej śmiertelniczce się bym takiej nie spodziewał. Musiałem przyznać- zaimponowała mi. Żeby tylko była jeszcze tak naiwna jak pozostali… mogłaby mi się do czegoś przydać… Oczywiście, jeśli przestałaby tak wymachiwać rękami. Za to spoliczkowanie ładnie się jej odwdzięczę, przysięgam.
          Ktoś szarpnął za klamkę. Nie otworzyła się. Po chwili dało się słyszeć dziwne zgrzyty, jakby ktoś… bawił się prądem elektrycznym! No jasne.
          Gdy odgłos przeminął, ktoś ponownie naparł na klamkę i bez trudu otworzył drzwi. Tak jak myślałem- była to nasza nowa „superbohaterka". Weszła powoli, zamykając za sobą drzwi. Była sama, a tu nie było żadnych kamer. To ostatnia cela, jaką chcieliby mi przydzielić, jednakże aktualnie nie mieli wyboru- wszystko inne było albo całkowicie zniszczone, albo potrzebowało naprawy; w każdym bądź razie nie do użytku.
          Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Sięgnęła po krzesło stojące w lewym kącie, postawiła je przede mną oparciem w moją stronę i usiadła na nim okrakiem. Uśmiechnąłem się w duchu- będę miał na co popatrzeć. Aż chciałoby się, żeby ta wizyta trwała dosyć długo. Może nawet uda mi się przekabacić ją na moją stronę?
- Ok, może nie zaczęliśmy najlepiej, ale w sumie nie było to nasze pierwsze spotkanie – uniosłem brew. Mogłaby się chociaż wysilić. Jak tak dalej pójdzie, sam ją stąd wyproszę – Posłuchaj mnie uważnie, bo to jeden jedyny raz, kiedy masz okazję porozmawiać z kimś na osobności. Nie mamy dużo czasu, nim pozostali dowiedzą się, że jestem u Ciebie – no, nareszcie jakieś konkrety! – Więc powiedz mi tylko, kim jest ten przywódca Olbrzymów i po co, a może przede wszystkim dokąd, zabrał nam Starka? – przyznam, ponownie mnie zaskoczyła. Skąd wiedziała, że Ylöney  jest przywódcą Lodowych Olbrzymów?
          Nie odpowiadałem, więc zacisnęła usta w wąską linię. Postanowiłem spojrzeć jej w oczy. W końcu są one zwierciadłem duszy. Czy jakoś tak…
          Faktycznie, ujrzałem w nich pewną głębię. Od razu było widać, że jest zdeterminowana, ale też… smutna? O tak, z jej oczu bił smutek. Normalnie pewnie w ogóle nie przejąłbym się odczuciami jakiejś tam śmiertelniczki, ale ten jej smutek był aż ujmujący. Chyba jeszcze nigdy takiego nie widziałem.
          Była inna. To było widać na pierwszy rzut oka, ale i również po dłuższym poznaniu. Sam nie wiem, dlaczego, ale chciałem, żeby została tutaj trochę dłużej. Postanowiłem grać na zwłokę. Tak- prędzej czy później dowiedzieliby się wszystkiego, nawet sam miałem zamiar udzielić im potrzebnych informacji, ale oczywiście nie bez powodu. Pamiętajmy również o świętej zasadzie „coś za coś”.
- Tyle pytań od razu wychodzi z Twoich ust, a nie wiem nawet, jak masz na imię. Wybacz, ale nawet ja, bóg z Asgardu, nie zwykłem rozmawiać z nieznajomymi. – sam miałem ochotę się roześmiać. Ona tylko wywróciła oczami, ale nie zamierzała oponować.
- Mów mi Violet. – wypowiedziała chłodno. Violet? Z tego, co wiem, to ludzie nie zwykli się tak nazywać. Zawsze mają imię i nazwisko. A tu tylko Violet? Nie, z pewnością nie. Nie zamierzałem już jednak być tak dociekliwym.
- A więc Violet- skąd wiedziałaś, że Yl… to znaczy, Olbrzym, który porwał Starka, jest przywódcą? Skąd ta pewność, że jakiegoś mają? A może to osobnik kompletnie obcej rasy nimi dowodzi? – z dziką wręcz satysfakcją zalewałem ją pytaniami, na które nie była w stanie odpowiedzieć, patrząc, jak w myślach główkuje, zręcznie odwracając nasze role. Nagle to ja zadawałem pytania i to ja oczekiwałem odpowiedzi. Przez chwilę nie ja byłem więźniem, lecz ona. Przez chwilę.
- Nie, nie, nie, nie… - pokiwała przecząco głową- To nie ty zadajesz tu pytania, tylko ja. I liczę na szczerą odpowiedź, inaczej będziemy zmuszeni wyciągać je od Ciebie siłą.
          Roześmiałem się. Cóż oni mogli mi zrobić? No dobra, możliwe, że trochę bym pocierpiał, a nawet bardziej niż trochę, ale spójrzmy prawdzie w oczy- jestem półbogiem! Nie zabiją mnie, a jeśli bym się uparł, nijak by nie wydobyli ze mnie jakiejkolwiek informacji. Ale nie to miałem w planach. Chciałem się troszkę pobawić.
- Dobrze, zgoda. – odparłem po chwili- Powiem wszystko, co wiem. Ale w obecności pozostałych. – Violet uniosła jedną brew i prawie w tym samym momencie do środka wpadła reszta Avengersów.


          - Więc twierdzisz, że Stark jest im potrzebny tylko ze względu na pierwiastek, który stworzył i że najprawdopodobniej znajduje się na którejś z planet waszego układu, ale oczywiście nie masz pojęcia, na której konkretnie, tak? – podsumował Fury, chwilę po tym, jak wyszliśmy z szoku.
- Nie, nie twierdzę, tylko tak jest. – odpowiedział Loki, ale chyba wszyscy puściliśmy tę uwagę mimo uszu.
- I oczywiście nie wiesz również, po co im ten pierwiastek, tak? – spytałam z kpiną. Nie miałam podstaw by wierzyć w chociaż jedno jego słowo.
- Tak.
- Dlaczego niby mamy ci ufać? – Nick zadał pytanie, które z pewnością każde z nas miało w głowie.
- Bo mówię prawdę i to wasza jedyna wskazówka. Zresztą, boisz się zaufać mi, a ufasz jakiejś świeżej „bohaterce” – nakreślił w powietrzu cudzysłów- i bożkowi z zupełnie innej planety? – oczywiście miał na myśli swojego brata, który w tym momencie był jeszcze nieobecny. Za to ja byłam i przysięgam, że w tym momencie wszystko się we mnie gotowało. Mało brakowało, a znów zaczęłyby otaczać mnie fioletowe iskry. Na szczęście wzięłam głęboki wdech, wypuściłam ze świstem powietrze z ust i natychmiast „usiadłam” na miejscu. To było przykre, ale on miał rację. I to całkowitą.
          Fury chyba również zdał sobie z tego sprawę, bo nagle wyprostował się jak struna, rzucił mi krótkie, ale niezbyt przyjemne spojrzenie i najzwyczajniej w świecie odpuścił. Spuściłam głowę, gdy zdałam sobie sprawę, że oczy prawie wszystkich w pomieszczeniu są skierowane centralnie na mnie. Chyba nikt, nie licząc Bruce’a, nie miał żadnych podstaw, aby mi w pełni ufać. Owszem, należałam przecież do ich jednostki, ale od niedawna i przez ten krótki czas już nieraz pokazałam, że nie jestem do końca godną zaufania osobą. Działałam w pojedynkę, za plecami wszystkich, szepcząc gdzieś po kątach razem z Thorem i prawie że kradnąc samoloty. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że naprawdę jestem skryta i to nie bez powodu. Sama bym sobie nie zaufała, a co dopiero dobrzy agenci.
          Nagle poczułam się strasznie źle. Zaczęła boleć mnie głowa, traciłam grunt pod nogami i chciało mi się wymiotować. Stresowałam się.
Prawie przegapiłam moment, w którym wszyscy zaczęli wychodzić. Bruce poklepał mnie po ramieniu i również ruszył w stronę wyjścia. Zamierzałam zrobić to samo, ale zatrzymał mnie głos Loki’ego.
- Nie uciekniesz od swojej przeszłości. Ona prędzej czy później zawsze cię dopadnie. Nie uciekniesz jej!- odwróciłam się, by zobaczyć ten satysfakcjonujący uśmieszek na jego twarzy. Szybko odwróciłam wzrok i wyszłam.
Ponownie miał rację. Jednak tym razem nie pozwolę mu czerpać z tego takiej radości.


* Tak, wiem- długością nie grzeszy. Przykro mi, ale jakoś będziecie musieli to na razie znieść. ;D