wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 7

Zabijecie mnie za długość, wiem. Ale nie chcę wszystkiego umieszczać w jednym rozdziale. 
Tak w ogóle, to jeśli będziecie chciały, podzielę moje opko na dwie duże części. Wiem, że teraz jest nudno i ogólnie jest więcej akcji, ale w tej drugiej części stanowczo dokładniej zajmiemy się naszą główną bohaterką :) Spokojnie, blog się dopiero rozwija.

Żebyście wy dziewczyny wiedziały, ile ja mam teraz roboty... Doszło mi jeszcze dzisiaj bierzmowanie (w zeszłym tygodniu miałam egzaminy i wszystko zdałam na 5! ;d) i muszę się nauczyć całego długiego powitania na pamięć najpóźniej na przyszły wtorek.

Tak na marginesie napiszę, że życie mi się sypie i już powoli nie wytrzymuję, nawet z tak silną psychiką. Piszę to tylko tak dla ogólnego wyjaśnienia, żebyście po prostu wiedziały, czemu rozdziały wychodzą mi, jakie wychodzą i dlaczego się spóźniam. Bo to jest również powód (jeden z wielu).

No dobra... nie zanudzam już. Powtórzę się tylko: wszystkie wasze blogi ogarnę w tym tygodniu, nie martwcie się ^^ U mnie poniedziałek, wtorek i środa w szkole są najgorsze, bo mam strasznie dużo lekcji i to tych najgorszych. Potem już luz.

Oka, indżojcie ;]



          „Chyba urodziłam się pod jakąś pechową gwiazdą”- mruknęłam sekundę później, patrząc na zaistniałą sytuację. Jestem pewna, że nie tylko mi przyszło to na myśl.

          Na zachodniej ścianie naszego statku utworzyło się coś na wzór niebieskiego portalu, który poszerzał się coraz bardziej i bardziej. Wszyscy zamarliśmy: ja, Natasza, Fury, Phil i pozostali z T.A.R.C.Z.Y. staliśmy z tyłu, Kapitan przy Jane i Pepper, Clint podchodził już do Lokiego, a Thor wraz z Tonym ruszali w stronę dziewczyn.
- Nie podoba mi się to- zdążyłam szepnąć, nim jakiś potężny promień siły zwalił nas wszystkich z nóg. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam przed siebie. Przede mną stał… Lodowy Olbrzym! Ale ten stanowczo różnił się od innych. Przede wszystkim był większy, potężniejszy, od razu przyszło mi na myśl, że jest u nich królem.
           Rozejrzał się dookoła, dokładnie mierząc każdego z nas. Z pogardą spojrzał na leżącego Lokiego, natomiast, kiedy jego wzrok spoczął na Starku, przekrzywił lekko głowę w prawą stronę. W tym oto momencie dołączyło jeszcze paru Olbrzymów, a my zaczęliśmy zrywać się na równe nogi.
- Nie macie po co wstawać! – ich przywódca przemówił- Gwarantuję, że nie skończy się to dobrze… - uśmiechnął się, ale w jego grymasie nie było ani krzty radości. Za to satysfakcja była bardzo widoczna w każdym jego spojrzeniu, ruchu, geście. Powoli zaczął zbliżać się do leżącego półboga. Natychmiast sięgnęliśmy po broń. W tej samej chwili została ona najzwyczajniej w świecie zamrożona.
- Nie radzę – Lodowy Olbrzym wycedził w naszą stronę. Od razu ja i Thor wytworzyliśmy pioruny, a Stark już wyciągał przed siebie dłonie. Nick już strzelał, ale na mieszkańca Jottunheimu wydawało się to nie robić żadnego wrazenia. Właśnie miałam poczęstować go swoim ładunkiem, kiedy spostrzegłam, w którą stronę wymierza swoją ręką. Tak- Pepper i Jane wciąż stały same, mając koło siebie jedynie Kapitana, który nie zdążył ich ochronić. Nikt nie zdążył, bo- jak się okazało- cały czas mieliśmy przed sobą hologram. Prawdziwy Olbrzym stał teraz za dziewczynami i oplatał mroźnymi nićmi. Zimno aż wtapiało się im w skórę, widziałam to. I nie tylko ja.
- NIE!!! – dało się słyszeć krzyk Tony’ego. Thor również był zrozpaczony. Dopiero, co je uratowaliśmy, a już tracimy je na nowo…
Olbrzym spojrzał na Iron Man’a, wypuszczając dziewczyny ze swych rąk. Obydwie straciły przytomność. Potrzebowały natychmiastowej pomocy.
- A więc to ty jesteś tym geniuszem, tak? – podszedł do Starka, który zachował kamienną twarz. W jego czekoladowych oczach czaił się jednak smutek. Nie odpowiedział nic, ale nasz przybysz zdawał się wiedzieć wszystko.
- Chcesz, żeby one przeżyły? – spytał, przywracając na twarz ten swój obrzydliwy uśmieszek – To nie stawiaj oporów! – krzyknął, w jednej chwili łapiąc zszokowanego Tony’ego, unosząc go i uciekając ze swoimi pobratymcami.
          Staliśmy jak wryci. Co tu się, do cholery jasnej, właśnie stało?!

          Kilkanaście minut później wszyscy siedzieliśmy w tej używalnej części naszej bazy. No, prawie wszyscy. Dziewczyny leżały wciąż nieprzytomne w oddziale szpitalnym. Thor czuwał przy nich. No a Tony…
- Spytam grzecznie, jeszcze jeden, ostatni raz : kto to był i gdzie zabrał jednego z Avengersów? – wysyczał Nick, zadając to pytanie nikomu innemu, jak Lokiemu, który siedział teraz przed nami związany na krześle. Głowę miał spuszczoną, ale i tak wiedziałam, że uśmiecha się w ten swój ironiczny sposób.
- To chyba nie ma sensu… - smutno skwitował Steve. Ja jednak nie zamierzałam się poddawać. Nikt z nas nie zamierzał.
W jednej chwili zerwałam się i podbiegłam do Lokiego. Wymierzyłam mu siarczysty policzek, najmocniejszy, na jaki było mnie stać i podtrzymałam go za gardło.
- GADAJ W TEJ CHWILI PARSZYWY BOŻKU, INACZEJ NAWET SAM ODYN CI NIE POMOŻE!!! – wykrzyczałam mu prosto w twarz z furią w głosie. W takich momentach byłam zdolna do wszystkiego i Bruce doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też odciągnął mnie od Lokiego.
„ Nie okazuj mu słabości”- wyszeptał do mnie i zmusił do usunięcia się w bok. Było to nawet trochę dziwne- Bruce był najbardziej opanowany z nas wszystkich. Ale nawet, gdyby miał stracić cierpliwość, nie zabronilibyśmy mu przebywać z nami. Nam nic by nie zrobił, a na przetrwaniu półolbrzyma nikomu już nie zależało. Zresztą, Loki i tak był „bożkiem”- niestety, nie mogliśmy mu za bardzo wyrządzić krzywdy. A mieliśmy na to ogromną ochotę. Pozostaje też druga kwestia: nadal nie mieliśmy żadnych informacji.
- Bruce, są nikłe szanse, żebyśmy w jakikolwiek sposób namierzyli Starka?- spytałam z rezygnacją.
- Doskonale znasz odpowiedź- odrzekł tylko mój braciszek, a ja zrobiłam się jeszcze bardziej wściekła. Wściekła i smutna. Dopóki Loki się nie odezwie, jesteśmy bezradni.

Bezradność- najgorsze uczucie, jakie może nawiedzić superbohatera.

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 6

Zarówno Wam, jak i mi, znudziło się już to moje ciągłe przepraszanie, ale naprawdę nie wiem już, co mam robić. Szkoła od samego początku drugiego semstru daje mi popalić i jestem prawie pewna, że chyba nigdy w życiu nie będę miała takiej harówki, jaką mam teraz. 
Ponadto w życiu prywatnym też nie mam za wesoło, ale o tym już pisać nie będę.
Po prostu wybaczcie mi moją długą nieobecność i chociaż spróbujcie zrozumieć.
Nie chciałam, żeby to wszystko wyglądało tak, jakbym Was lekceważyła - przepraszam jeszcze raz i obiecam poprawę, albo chociaż poinformuję Was wcześniej o poślizgu. Od tej pory naprawdę postaram się, żeby było inaczej, ale to niestety niezabardzo ode mnie zależy...

Miłego czytania, bo rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom ;**



          Szybko udało mi się przedostać do Starka. Na nasze szczęście Olbrzymów było coraz mniej, co oznaczało, że najprawdopodobniej wygramy. Pomimo ich małej ilości Tony wciąż nie mógł nic wskórać w sprawie komputerów- cały czas był atakowany. Lodowi Olbrzymi najwyraźniej zdawali sobie już sprawę, jaki jest nasz plan. Obejrzałam się za siebie aby sprawdzić, kto jest w miarę „wolny”. Zauważyłam, że walczący u boku Thora Hulk ma mało roboty.
- BRUCE!!! – krzyknęłam najgłośniej jak się dało. Usłyszał mnie niemal natychmiast i zaczął biec w naszą stronę. Nim do nas dotarł, krzyknęłam szybko:
- Zajmij się nimi, bo inaczej za parę minut zostanie z nas tylko popiół! – ręką wskazałam mu naszych wrogów, co i rusz rzucających w naszą stronę lodowe pociski. Znajdowali się oni bardzo blisko ściany, która – niegdyś- była cała oszklona. Aktualnie stanowiła jedynie wielką dziurę. Przymrużyłam oczy, próbując zidentyfikować latający obiekt znajdujący się mniej więcej na tej samej wysokości, co my. Że też wcześniej go nie zauważyłam!
          Ów obiekt był najzwyczajniej w świecie niewielkim samolotem podobnym do tych, których my sami używaliśmy. Jego tylne wyjście było otwarte, ale nie byłam w stanie dostrzec, kto się tam znajduje. Bo ktoś siedział tam na pewno.
          Hulk już brał się za naszych wrogów, a Starkowi udało się uruchomić komputery.
          Lodowych Olbrzymów zostało już naprawdę mało. Powoli schylaliśmy się ku zwycięstwie. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy Tony przywrócił do pracy zgasłe silniki. Z powrotem spokojnie utrzymywaliśmy się w powietrzu.
          Wydawało się, że to już koniec. Jeszcze tylko kilka mieszkańców Jottunheimu i skończylibyśmy z tym wszystkim. Ale jak zwykle nie u nas. W naszym przypadku zawsze jest coś, co w ostatniej chwili zwala nas z nóg. Zgadnijcie, co tym razem się stało?
          Latający obiekt, znajdujący się obok naszej bazy, podleciał jeszcze bliżej tak, że z łatwością można było zobaczyć, kto znajduje się w środku.
- Zabawa skończona, kochani! Teraz zajmę się Wami na poważnie… - z nieludzkim wręcz śmiechem wykrzyczał w naszą stronę ciemnowłosy półbóg. Tak, to był Loki. Co więcej: to był Loki, trzymający w dłoniach sznur, którym przewiązane były Jane i Pepper…
- PEPPER!!!
- JANE!!! – Thor i Tony krzyknęli jednocześnie, ruszając w stronę statku. Chciałam ich zatrzymać, ale to Loki ostatecznie ich powstrzymał, celując w kobiety swoją włócznią.
- Zróbcie jeszcze jeden krok, a obiecuję, że nie zostanie z nich kompletnie nic, nawet popiół – syknął półbóg z wyrazem dzikiej satysfakcji. Odwróciłam się, słysząc szelesty. Pozostali Avengersi wraz z oddziałami S.H.I.E.L.D.’u ostatecznie pokonali Olbrzymów i zebrali się parę metrów za nami. Gdyby tylko Loki był mniej spostrzegawczy… któryś z naszej jednostki mógłby wymknąć się tyłem i zaatakować samolot wroga od zachodniej części, skutecznie odrywając jego uwagę od nas… My w tym czasie zaatakowalibyśmy go od przodu, odbijając dziewczyny i po sprawie.
          Ale to wszystko wcale nie było taki proste. Szczerze? Znajdowaliśmy się w sytuacji bez wyjścia. Jakikolwiek nasz ruch mógł kosztować Jane lub Pepper życie, a to kompletnie nie wchodziło w grę.
           Widziałam miny Starka i Thora. Doskonale ich rozumiałam. Każde z nich walczyło w tym momencie z samym sobą, z wszelkich sił starając się zachować cierpliwość. W obecnej sytuacji był to nie lada wyczyn.
- Czego od nas chcesz?- głos Starka był pusty i odbijał się echem w mojej głowie. Wyczułam w nim jednak rezygnację. Był w tej chwili przegrany. My WSZYSCY byliśmy przegrani. Jak w ogóle mogliśmy dopuścić do takiej sytuacji?!
Spojrzałam nienawistnie prosto w oczy Lokiego. Nie ja jedyna zresztą. Jak łatwo można przypuszczać, nie przejął się tym wcale. Wykrzywił tylko usta w ten swój sarkastyczny uśmieszek. Poczułam, jak prąd elektryczny rozchodzi się po całym moim ciele, ukazując gdzieniegdzie fioletowe błyskawice. Tak, wkurzyłam się na maksa. Jednak to, co usłyszeliśmy za chwilę, wyprało ze mnie wszelkie emocje, pozostawiając tylko jedno: zdumienie.
- Ciebie, Stark. Właśnie Ciebie. – Loki uśmiechnął się jeszcze szerzej.


          - Nie rozumiem…- po dłuższej chwili osłupienia Tony odezwał się pierwszy.
- Ależ co tu rozumieć! – Lokiego wciąż nie opuszczał dobry humor. Teraz to już właściwie wleciał samolotem do pomieszczenia.
- To proste: ty lecisz ze mną, ja odstawiam dziewczyny. Aha, no i odstaw swoją złotą zbroję- do niczego ci się już nie przyda – drwiący uśmieszek nie schodził mu z twarzy, gdy powoli podchodził do Starka. W tym momencie zdawał się nie zwracać uwagi na nikogo z nas. Przygryzłam wargę; to nasza jedyna sznasa.
Spojrzałam ukradkiem w stronę Kapitana. Nie wiem, dlaczego, ale stwierdziłam, że on najlepiej zrozumie moją aluzję.
          Kiedy nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, wymownie zerknęłam w stronę ciemnowłosego półboga. Steve ledwo zauważalnie kiwnął głową. Nie wiedziałam jak, ale musiałam poprosić Starka o przedłużenie rozmowy.
- Bracie, czemu to robisz?? – Thor wydawał się być zrozpaczony. Loki natychmiast oderwał wzrok od Tony’ego. Uznałam to za dobry moment.
Delikatnie machnęłam ręką na wysokości swojego pasa. Co prawda Stark nie miał na twarzy swojej żelaznej maski, ale pewien ruch w tle chyba by spostrzegł.
Miałam rację- po chwili spojrzał w moją stronę.
- Czemu to robię? CZEMU TO ROBIĘ?! – drgnęłam, gdy Loki krzyknął. Wydawał się być w tym momencie odrobinę… straszny. Nie zastanawiałam się nad tym jednak wcale, bardziej liczyło się dla mnie bezpieczeństwo nas wszystkich i czas. Tego potrzebowałam teraz najbardziej.
Wbiłam swój wzrok centralnie w oczy Iron Mana i zacisnęłam usta, kiwając lekko głową w stronę Asgardczyków. Starając się, by żaden z nich mnie nie zauważył, uniosłam delikatnie lewą ręką, pykając w jej nadgarstek palcem prawej dłoni. Anthony zrozumiał od razu. Pozostali chyba też spostrzegli moje znaki. Ponownie zwróciłam się w stronę Kapitana, zataczając palcem wskazującym małe „tornado” na wysokości pasa. Chciałam mu tym przekazać, by ruszał naokoło. Na całe szczęście pojął wszystkie moje nieudolne znaki, bo skinął głową i zaczął powoli się wycofywać.
- Całe życie zadajesz mi to cholerne pytanie!!! Doskonale znasz odpowiedź, BRACISZKU! – ich kłótnia trwała nadal.
- Dalej chodzi ci o swoją przeszłość? Przecież to nienormalne! Ile mamy cię za to wszyscy przepraszać? Ile jeszcze wojen nam za to zgotujesz??
- Aż w końcu pojmiesz, co czułem – pół-olbrzym wysyczał Thorowi prosto w twarz- Z resztą, niezupełnie o to mi w tej chwili chodzi. – na powrót uśmiechnął się kpiąco, jakby ktoś usunął mu niewidzialne chmury znad głowy. O tak- Loki to niezaprzeczalnie dziwna postać o wielu twarzach. Można by nawet rzec, że jest trochę chory psychicznie. Ale cóż się dziwić- większość takich chorób jest wynikiem okropnego dzieciństwa. Potrząsnęłam głową- nie na tym powinnam się teraz skupić.
- To może wyjaśnisz nam, o co – głos zabrał Stark. Doprawdy, podziwiam ich za zachowanie cierpliwości w takiej sytuacji. Kątem oka zerknęłam w swoją lewą stronę – Steve’a już nie było. Co więcej – z oczu zniknął mi także Clint. Uśmiechnęłam się pod nosem: w końcu mogło nam się udać!
- Po prostu potrzebuję Ciebie, to wszystko – Loki wciąż miał w zasięgu swojej włóczni Pepper i Jane. Cholerka, to może być jeszcze trudniejsze, niż sądziłam… Wiedziałam jednak jedno: muszę być gotowa.
- Ale po co? Bo chyba nie jako przytulankę…- Tony pozwolił sobie na ironiczny uśmieszek, ale ja wiedziałam, że to tylko nerwowy gest. Łapał się ostatniej deski ratunku, jaką był mój plan. On wręcz musiał się ziścić.
- Oj nie, ale wiedz, że kiedy z tobą skończę, nawet do tego nie będziesz się nadawał – ton głosu Lokiego wywoływał u mnie niemalże ciarki.
- Jednakże wciąż nie wiem, dlaczego i co chcesz mi uczynić – Stark patrzył mu prosto w oczy. Mierzyli się wzrokiem, dopóki cichy świst nie przerwał powietrza. Loki uniósł dłoń, w której wcześniej trzymał sznur; teraz był tam tylko jego kawałek. Natychmiast odwrócił się i zaatakował.
          Od tego momentu wszystko działo się w przyspieszonym tempie tak, że nawet nie zdążyłam zareagować.
          Ciemnowłosy Asgardczyk posłał pocisk ze swojej włóczni prosto w stronę skulonych dziewczyn, które w ostatniej chwili ochronił Kapitan, osłaniając ich wszystkich swoją tarczą. W tym samym czasie Clint wypuścił kolejną strzałę, przed którą Loki nie był w stanie się uchronić. Trafiła go w brzuch, zwalając go tym samym z nóg. „Dziwne” – pomyślałam- „W końcu jest bogiem, czyż nie powinien być nieśmiertelny?”. Miałam ochotę strzelić sobie w twarz za to, że zamiast pomóc pozostałym, stoję tu i rozmyślam nad tym potworem. Nie był nawet tego wart.
          Gdyby ktoś dobrze się zastanowił, wpadł by na to, że za łatwo nam poszło. Stanowczo zbyt łatwo, patrząc na to, jakie zwykle mamy szczęście.
         Tak- to nie był koniec niespodzianek…

          „Chyba urodziłam się pod jakąś pechową gwiazdą”- mruknęłam sekundę później, patrząc na zaistniałą sytuację. Jestem pewna, że nie tylko mi przyszło to na myśl.



Przepraszam za ewentualne błędy, strasznie się spieszyłam...