czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 4


          Nick natychmiast wydał rozkaz. W możliwie jak najszybszym tempie przygotowywaliśmy się do odlotu. Musieliśmy natychmiast znaleźć się w Nowym Meksyku.
          Kiedy każdy poszedł już w swoją stronę, ja zatrzymałam się na chwilkę na jednym z wielu korytarzy. Thora wciąż nie było widać, a ja nie miałam pojęcia, gdzie jest i – przede wszystkim – czy wie o Lokim. Bo jeśli tak, to pewnie już dawno był u Jane. Miałam tylko nadzieję, że nie natrafił na swojego brata. Bo wtedy już nie byłoby tak zabawnie.
          Uśmiechnęłam się w duchu. Ciekawe, dla kogo ? Wiedziałam sporo na temat Lokiego, a m.in. właśnie to, że Thor jest od niego silniejszy.
          Zmarszczyłam na chwilę brwi. „Muszę być tam pierwsza. Koniecznie.”
          Tylko…jak to zrobić bez wykorzystywania mocy? Cholera.

          Szybkim krokiem przemierzałam korytarze, nie mając w ogóle pojęcia, co wyprawiam. Matko, tak durny pomysł mógł przyjść do głowy tylko mi ! T.A.R.C.Z.A. stwierdzi zapewne, że im nie ufam, albo- co gorsza- zaczną coś podejrzewać. O ile już nie podejrzewają. Jestem ciekawa, czy w ogóle mi się to uda. Bo niby na jakiej podstawie mieli dać mi samolot, nieważne, czy jednoosobowy czy inny, skoro za chwilę do akcji wkroczyć mają pozostali Avengersi? Jeśli wydadzą mi samolot, oficjalnie stwierdzam, że są nienormalni, a Nick nie ma „gustu” do pracowników. No, ale kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Mogę mieć jedynie tę cichą nadzieję, że naprawdę są tacy, jak ich opisałam (w końcu to zwykli ludzie) albo po prostu nie wiedzą o mnie wiele i myślą, że jestem jakimś bossem. W razie czego pomacham im przed oczami plakietką z informacją o mojej przynależności do tej, pożal się Boże, agencji. Dlaczego ja w ogóle zgodziłam się na to, żeby tu przyjechać? Ach, no tak – Bruce. Jestem zdecydowanie zbyt dobrą osobą.
          Skręciłam w lewo i już przekraczałam próg siedziby głównej zarządzania ustrojstwem, którym właśnie przemierzaliśmy niebo. Tak jak się spodziewałam – nie było tu Furry’ego. Bingo.
Oczy wszystkich osób przebywających w pomieszczeniu skierowały się teraz na mnie. Jak się okazuje, byli to sami mężczyźni, jakieś 9 osób, każdy przy komputerze. Bingo po raz drugi- mój plan miał spore szanse ziszczenia się.
Przeczesałam dłonią włosy i z podniesioną głową podeszłam do chłopaka siedzącego przy największym komputerze.
- Ty tu jesteś szefem?- spytałam z tak dobrze już wyuczoną pokerową twarzą. On jedynie przełknął ślinę.
- Nick..- zaczął, ale perfidnie weszłam mu w zdanie.
- Wiem, ale to ty jesteś zastępcą, tak?- pokiwał głową. W jego oczach dostrzegłam pewnego rodzaju lęk. Miałam ochotę się roześmiać. O tak, wszystko szło po mojej myśli.
- Świetnie, w takim razie proszę udostępnić mi samolot Puffin – „Kto do cholery wymyśla te nazwy?!” – pomyślałam w duchu.
- Ale…tu potrzeba zezwolenia…
- Nie potrzeba, mam je- ponownie weszłam mu zdanie.
- Nawet jeśli, jednoosobowy samolot elektryczny Puffin jest tylko prototypem. – nareszcie odzyskał język w gębie.
- Prototyp wystarczy, chcę się nim udać tylko parędziesiąt kilometrów w jedną stronę.- przysiadłam z brzegu jego biurka – Poza tym, spokojnie- poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką, której ojciec był pilotem- uśmiechnęłam się promiennie. To aż zadziwiające, z jaką łatwością przychodziło mi kłamanie. – Znam się na tym doskonale. Więc jak będzie? Współpracujesz, czy mam go sobie sama odnaleźć i odpalić, udowadniając przed Nickiem, jak niekompetentną ma załogę?- wciąż się uśmiechałam, co tylko wywoływało jego większy lęk. Bo choć na twarzy miałam ten ironiczny uśmiech, moje oczy ciskały błyskawice.
Mężczyzna zrekompensował się natychmiast. Od razu zaczął wydawać innym poszczególne polecenia, a mi- tak jak sobie życzyłam- wskazał drogę do Puffina.
Miałam rację- pracownicy Nicka to banda idiotów.

          Steve, Natasza, Clint i Tony w możliwie jak najszybszym tempie kierowali się do wyjścia z głównej siedziby T.A.R.C.Z.Y. Fury i agent Coulson już czekali na nich na zewnątrz. 
Kiedy Avengersi zbliżali się do swojego szefa, ten nie krył zdziwienia.
- A gdzie pozostali ? Bruce’a rozumiem, ale Ida, a przede wszystkim Thor ?
- Nie mamy pojęcia – Steve rzucił agentom bezradne spojrzenie. Fury westchnął ze wściekłością.
- Już dawno powinniście startować, przecież nie mamy czasu! – z sekundy na sekundę był coraz bardziej zdenerwowany.
- To ja już lecę. – Stark zasalutował wesoło i wzbił się w powietrze.
-  Czekaj – zatrzymał go Nick – Na razie nigdzie się nie ruszaj.
- Nie rozumiem, na co jeszcze czekamy- Tony nie krył swojej irytacji – Skoro ich nie ma, to najwyraźniej olewają swoje obowiązki i tyle… - ostrożnie wylądował na ziemi.
- To nie w ich stylu – stwierdziła Natasza.
- Jeszcze nie skończyłem. – wtrącił Iron Man – Najprawdopodobniej jednak nasza nowiutka znawczyni mitologii i bohater wyżej wspomnianych tekstów coś kombinują.
- Co masz na myśli ? – Nick niemal przewracał swoje oko. Wszyscy byli zniecierpliwieni. Zwykle działali żywo i szybko, a teraz stali przed wejściem do wnętrza siedziby i debatowali nad tym, gdzie aktualnie podziewa się dwójka pozostałych Avengersów. A czas leciał. W powietrzu aż dało się słyszeć nieznośne, coraz głośniejsze tykanie : TIK TAK, TIK TAK, TIK TAK…
- Jeszcze dziś widziałem ich razem na korytarzu, ostatnio również o czymś szeptali między sobą, w ogóle strasznie dużo czasu spędzają razem…
- Tylko nam nie mów, że jesteś zazdrosny !- prychnął Steve.
- Nie, chce tylko powiedzieć, że coś przed nami ukrywają i jest to pewne. I nie sugeruj czegoś, co jest nieprawdą ! – Stark z uśmiechem na twarzy pogroził mu palcem. Reszta także na moment się rozluźniła.
- Czy coś kombinują, czy nie, sprawdzimy potem. Teraz nie ma czasu. Pakujcie się w samolot i jak najszybciej lećcie do Nowego Meksyku. Cały czas będziemy w kontakcie. – Fury na powrót przemienił się w szefa.
- No, to ja już lecę – Tony ponownie zamierzał wzbić się w powietrze.
- Wolałbym, abyś współpracował z innymi. – stwierdził agent, a Stark przewrócił oczami. Już otwierał buzię, by coś powiedzieć, kiedy nagle, z potężnym świstem, przeleciał nad nimi jednoosobowy samolot, pilotowany przez samą Idelle.
- Co do…- wykrztusił Nick.
- O, znalazła się – wyszczerzył się Anthony – To co, teraz już mogę lecieć, czy mam jeszcze chwilkę poczekać ?- agent nie odezwał się, co Iron Man wziął za zezwolenie i czym prędzej oderwał się od ziemi, by już za chwilę być wysoko w chmurach.

          Nawet nie wiedziałam, że ten samolot jest taki szybki ! Szybszy niż Blackbird ! Postanowiłam nazwać go inaczej, niż Puffin. To taka okropna nazwa ! Pan Puffin- tak brzmi o niebo lepiej.
          Przetarłam ręką spocone czoło. Było strasznie gorąco, a ja zestresowana siedziałam w metalowej puszce, będąc bliżej słońca niż kiedykolwiek w życiu. Nic więc dziwnego, że mi odwalało.
          Niecałe pół godziny później stąpałam po kompletnie suchej ziemi. Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie śladu żywej duszy. Jakby miasteczko zostało nagle opuszczone. Dziwne.
          Ostrożnie stąpałam po piasku. Lokiego tu już nie było, ale wciąż miałam nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Kusiło mnie nawet, żeby zawołać Thora, ale jakieś niezidentyfikowane uczucie mi na to nie pozwalało. Strach ? Być może. Manipulacja ? Niewykluczone.
          Gdy tak zamyślona chodziłam i rozglądałam się na boki, ni stąd, ni zowąd, pojawiła się przede mną postać mężczyzny. Momentalnie stanęłam jak wryta. W tamtym momencie zamieniłam się w słup soli.
Mężczyzna miał średniej długości, kruczoczarne włosy, z lekko wywiniętymi końcówkami. Jego skóra była blada, o odcieniu podobnym do kości słoniowej. Nawet z dosyć dalekiej odległości było widać, że jego oczy mają barwę czystego, głębokiego szmaragdu. Nie można było oderwać od nich wzroku, tak bardzo hipnotyzowały. Miał ślicznie uwydatnione kości policzkowe i wąskie usta.
          Szczerze ? Gdybym nie znała mitologii, a on miałby na sobie inny strój, pomyślałabym, że jest niesamowicie przystojnym aktorem bądź kimś równie bogatym i sławnym.
          A to był jedynie bóg z Asgardu, Loki.
          Patrząc na to przez pryzmat czasu byłaby to zabawna, nieco niezręczna, ale wciąż bardzo śmieszna i dziwna sytuacja. Lecz wtedy nie widzieliśmy nic niezwykłego w staniu i gapieniu się na siebie bez przerwy przez kilkanaście minut.
          To było wręcz niesamowite.
          Staliśmy naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy.
          Żadne z nas nie wyciągnęło broni.
          Żadne z nas nawet nie drgnęło.
          Dopóki nie usłyszeliśmy kroków. Dopiero wtedy oprzytomniałam. Przypomniał mi się prawdziwy cel mojej podróży, więc natychmiast sięgnęłam po broń. Jak się okazało, równocześnie z nim. 
Jednak i tym razem zastygliśmy bez ruchu. Ani ja, ani on, nie potrafiliśmy się w tym momencie zaatakować. A przecież to było takie proste ! Mogłam do niego strzelić z pistoletu, aby go oszołomić, a potem nawet „poświęcić się” i rzucić w niego kulą elektryczną. Ale nie zrobiłam nic.
          On też nie.
          Więc o co tu, do cholery, chodziło ?
          Być może nawet bym się dowiedziała, gdyby nie świst dochodzący z góry. Obydwoje zwróciliśmy w tamtą stronę swoje twarze. To był Stark.
Normalnie pewnie wywróciłabym oczami, ale w tamtej chwili bardzo się cieszyłam, że był tam szybciej od reszty.
- O, widzę że znalazłaś syna marnotrawnego – wyszczerzył się. Bałam się, że jak się odezwę, nie będę w stanie wydobyć z siebie głosu.
- Jak widać…- uff, udało się. Dla pewności odchrząknęłam.
- Dobra robota, ale na przyszłość poczekaj chociaż na mnie, może wtedy nie zbłądzisz. – wylądował obok Lokiego. Swoją drogą to bardzo zaskakujące, że jeszcze nie zaatakował. Zdziwiłam się tym tak bardzo, że dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów Starka, który teraz trzymał w swojej żelaznej ręce broń Asgardczyka.
- Jak to: nie zbłądzę ?- uniosłam brwi.
- No, normalnie. Miasteczko, do którego mieliśmy się udać, jest tu niedaleko, ale to nie to. To dawne Antiguo. Zbudowali nowe, bo ziemia, jak sama widzisz, jest tu za bardzo poniszczona, żeby cokolwiek tu rosło, a głównie z rolnictwa utrzymywała się ta miejscowość- wyjaśnił. Kiwnęłam tylko głową.
- To jak mnie znalazłeś ? – byłam ciekawa, w końcu prawidłowe Antiguo jest gdzieś indziej.
- Nie jestem ślepy. – odparł jedynie, wywracając przy okazji oczami. Zastanawiam się, czy to możliwe, żeby kiedyś mi, bądź jemu, wypadły one z tego powodu.
- Thor się znalazł ? – kolejne pytanie z mojej strony.
- Skąd mam wiedzeć, wylądowałem od razu tu – w tym oto momencie Tony chciał skuć Lokiego w kajdany, ale kiedy tylko go musnął, przebił go rękami na wylot. Popatrzyłam na to z szeroko otwartymi oczyma. Tak- znałam jego zdolności, ale nigdy nie widziałam ich na żywo.
Nim się obejrzeliśmy, Loki zniknął, a wraz z nim jego broń, którą dzierżył Stark.
- No pięknie- mruknęłam.

***
Ehehehe, nie tak wyobrażaliście sobie pierwsze spotkanie Idelle i Lokiego ? I dobrze ! :P
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale stwierdziłam, że lepiej nie pisać wcale, niż z przymusu. Tak poza tym to być może mam tą świńską grypę, a trzy dni temu prawie wylądowałam w szpitalu z powodu odwodnienia. Takie tam, mało ważne szczegóły, przez które tak wolno szło mi pisanie rozdziału.
No, ale jest przynajmniej trochę dłuższy.
Za ewentualne błędy przepraszam.